Komentarze: 8
Styczen sie zaczal wolontariuszowaniem na WOSP-ie, i w efekcie odmrozeniem konczyn i nosa ale takze duma z siebie. reszta raczej nudno i bez wyrazu. Luty to oczywiscie wielka impreza urodzinowa :D. studniowka jeszcze nie moja( i cale szczescie) i dziwne wypadki na stoku. No i skonczyłam 18 lat co zoowocowalo niezwyklym odkryciem ze pierwsze legalne piwo smakuje tak samo jak zawsze. W marcu jak w garncu czyli troche pochorowalam, troche poswietowalam Zmartwychwstanie Panskie. Moj blog obchodzil pierwsze urodziny i wiosna przyszla co znowuz nie bylo takim zaskoczeniem bo podobno zawsze przychodzi w marcu. w kwietniu smierc Jana Pawla II i zaloba na calym swiecie. Poza tym jakis burak mi zwinal telefon za co bym mu najchetniej nastrzelala po ryju bo jak sie okazalo pozniej musiałam sie obyc bez tego urzadzenia miesiac. Odbilam to sobie rozpoczynajac kurs prawa jazdy co zmusilo Prezesa do budowy bunkra ( ktory mu sie zreszta nie przydal ale kto wie :D). w maju miałam bardzo dobry humor co oznaczalo ze sie obudziłam z zimowego snu na dobre. Wiecej nie spalam niz spalam ale i tak pozytywne patrzenie na swiat mi sie nie wyłaczalo. A kasztany zakwitly i maturzyści cierpieli katusze. Za to ja zaczelam, aczkolwiek niesmialo, podspiewywac „już za rok matura”. W czerwcu skonczyła sie szkola ( dla mnie nawet z calkiem dobrym wynikiem). Aaaaa i przypadl mi w udziale niewatpliwy zaszczyt bycia sztandarowa naszego zacnego pocztu. Dwa przykazania:stac na bacznosc i się nie smiac. Niby proste,ale…poza tym to bilam rekordy w staniu na glowie, pochlaniałam nieprzyzwoite wrecz ilosci lodow czekoladowych i takie tam inne przypadki. W lipcu to tak bardziej deszczowo niż slonecznie. Nad jezioro za duzo nie pojezdzilam. Za to codziennie na piwo pod parasolki. Poza tym sie dowiedzialam ze jestem fajna. Fajnie nie ? w sierpniu to sie prawie utopilam w morzu ale w sumie doszlam do wniosku ze moglabym byc marynarzem (marynarka?). albo latarnikiem. Potem było pozegnanie ostateczne kolegi ( [*] ) i refleksje o kruchości zycia. Na koniec optymistycznie zdalam prawo jazdy (!!), wreszcie wyrobiłam sobie dowod. i sie dowiedziałam ze ja zla kobieta jestem :). Sorry. We wrzesniu sie zaczela szkola bo jakze by inaczej. Jakies tam zmiany, Ela odeszla, maturalna klasa. Chaos, chaos, chaos. No i przerazenie kiedy wyszla na jaw od dawna skrywana prawda ze my nic nie umiemy ani z polskiego ani z matmy.zaczynam czytac lektury. Smiesznie. Wake me up when september ends…w pazdzierniku znowu wiecej nie spie niz spie. Pogoda tak piekna ze uczyc się nie chce i w ogole bylby lajt gdyby nie gora prac domowych. Analizy i interpretacje zaczynaja mi się snic po nocach. W listopadzie pogoda nadal piekna. Nawet nie pada. Ja odkurzam plyty Guns N’Roses i spiewam do lustra. Poza tym stwierdzam ze szczecin jest piekny jesienia i nie wszyscy marynarze sa fajni. Grudzien to mi tak jakos zlecial ze nawet nie wiem kiedy. Probne matury. All I want for christmas i takie tam, miska pierogow w wigilie, i ktos znowu mi probowal wmowic ze swiety Mikołaj nie istnieje.phi.… a potem to juz tylko sylwester I martini bianco rulezzz. I koniec….
Rok w sumie na plus: bo prawo jazdy mam ( dodam ze nie za piekne oczy jak to niektorzy sugeruja) i dowod osobisty nawet. Na minus to chyba tylko waga. No i faceta brak. A czasem by się przydal :). Ogolnie to jestem przykladem zadowolonego z zycia człowieka. Troche sie martwie matura ale jeszcze spoko luz. Poczekajcie do maja. No i wszystko fajnie fajnie.
Pozdrawiam. slifka :*