...
Komentarze: 2
No i wracam. Ach bo tyle sie dzialo, tyle sie dzialo….. czlowiek na 2 ( slownie: dwoch) studniowkach się bawil.najpierw u kolegi. Super bylo. Naprawde. Pelna kultura :D prawdziwe(!) talerze i szklanki. Nawet kieliszki do wodki. Nie trzeba bylo polewac pod stolem.i co ciekawe- nikt sie nie napil (oprocz ich dyrektora). jedzenie pycha:)no i nikt na mnie nie krzyczal i mi niczego nie zabranial tak jak to bylo rok temu… ale nie ma co wracac do zlych wspomnien
No a potem…….STUDNIOWKA 2006 w LO. Mmmm no kurcze,coz moge powiedziec.bylo jeszcze bardziej super :) W tym miejscu dziekuje mojemu niezastapionemu partnerowi – Mackowi. Za zaproszenie i za super zabawe :***. Bardzo dziekuje. W koncu wlasna studniowka to jedyny taki bal w zyciu. Podobno. Oby nie.
Potem tydzien w gorach. Hmmmm no coz… nie to ze ja to robie specjalnie czy cos ale znow mialam wypadek z udzialem jakiegos dziecka ( oczywiscie z jego winy!). w sumie to chyba taka moja mala tradycja sie robi :D .dziecko na mnie wpada na stoku, po czym ja przez kilka tygodni mam piekna pamiatke w postaci bardzo malowniczych siniakow. za to na snowboardzie już sobie ladnie zjezdzałam. Znaczy do czasu... bo wszystko fajnie fajnie az kolega wpadl na pomysl ze mnie nauczy ewolucji :D.a ja jestem dzielna dziewczynka i nowych wyzwan się nie boje. Noooooo coz…upadki miałam raczej widowiskowe:D bylo smiesznie. Zwlaszcza jak potem przez dwa dni miałam problem z siedzeniem. No i te sexowne siniaki na bioderkach….no a wieczorami jakze powazne zajecia : bitwa na sniezki ( tudziez na poduszki w domu), zjezdzanie na pupie z gorki na pazurki i konkursy w stylu: kto zje 15 paluszkow w ciagu minuty bez popijania ( od razu mowie ze to chyba niemozliwe).Ferie w gorach jak zwykle moge zaliczyc do udanych.
No a dzis…..ech. dzis sa moje urodziny. 19-ste!! Ostatnie „naste”. Wcale nie tak fajnie. Czuje się troche staro. a przeciez tak niedawno było 18…. Ciekawe co bedzie za rok. Gdzie mnie rzuci los :) swoja droga to mi sie nawet nie chce podsumowywac tych 19-stu lat. W sumie nie ma czego. Nie ma co chwalic sie bledami i porazkami, a spektakularnych sukcesow jakos tez nie moge sobie przypomniec. Nawet nie mam pomyslu na zycie. Hmmm… chyba moglabym byc latarnikiem….
"Wszystko mi mowi, ze niebawem podejme bledna decyzje, ale czyz czlowiek nie uczy sie na wlasnych bledach? Czego los chce ode mnie? zebym nie podejmowala ryzyka? zebym wrocila, skad przyszlam, nie majac nawet odwagi powiedziec zyciu "tak"?
Popełnilam już blad w dziecinstwie, gdy ten chlopiec poprosil mnie o ołowek. Od tego czasu zrozumialam, ze okazje nie trafiaja sie czesto i ze trzeba przyjmowac prezenty, jakie przynosi nam los. Oczywiscie, bywa to ryzykowne, ale czyz to ryzyko jest wieksze niz prawdopodobienstwo, ze autobus, ktory wiozl mnie tu przez czterdziesci osiem godzin, ulegnie wypadkowi? Jezeli juz mam byc komus lub czemus wierna, to przede wszystkim sobie samej. Podobno jezeli chce spotkac prawdziwa milosc, musze skonczyc z nijakimi milostkami. Moje skape doswiadczenie pokazuje, ze nic nie zalezy od mojej woli - i to zarowno w sferze materialnej, jak i duchowej. Ten, kto stracil cos, co uwazal za swoje (a zdarzylo mi sie to wielokrotnie), uczy sie w koncu, ze nic nie jest jego wlasnoscia.
Tak wiec nie warto niczym sie przejmowac, tylko zyc tak, jakby dzisiejszy dzien byl pierwszym (lub ostatnim) dniem mojego zycia."
(Paulo Coelho „Jedenaście minut”)
Pozdrawiam lutowo :* ( zapomnialam dodac ze mielismy w tym roku zime stulecia. czy cos takiego...)
slifka
Dodaj komentarz